Szybki test przed wyjazdem - czyli nie taki diabeł straszny, jak go malują
Minione Święta Bożego Narodzenia, jak zapewne wiele z Was, spędziłam w pracy w Niemczech.
Sama świadomość wyjazdu do pracy przed Świętami jest już wystarczająco smutna,
a w tym roku doszedł jeszcze jeden punkt: "test na koronawirusa".
Test zamówiony i przesłany przez agencję,
wizyta online z lekarzem umówiona,
nikt z najbliższych nie choruje,
ja nie miałam żadnych objawów,
a stres z każdą godziną był coraz większy.
Na dzień przed wyjazdem, mąż przy pomocy odpowiedniego przyrządziku pobrał mi z nosa próbkę.
To nie jest miłe uczucie.
Próbnik zanurzył w roztworze i trzema kropelkami zakroplił testowy wskaźnik.
Ostatni raz czekałam na pojawienie się dwóch kresek przed ciążą
Tym razem chciałam tylko jednej kreseczki, która oznacza wynik negatywny.
Tak też się stało - pojawiła się tylko jedna
I już jestem na szteli.
Co tam u Was?
Zobacz post na naszym fanpage: >>>>
Sama świadomość wyjazdu do pracy przed Świętami jest już wystarczająco smutna,
a w tym roku doszedł jeszcze jeden punkt: "test na koronawirusa".
Test zamówiony i przesłany przez agencję,
wizyta online z lekarzem umówiona,
nikt z najbliższych nie choruje,
ja nie miałam żadnych objawów,
a stres z każdą godziną był coraz większy.
Na dzień przed wyjazdem, mąż przy pomocy odpowiedniego przyrządziku pobrał mi z nosa próbkę.
To nie jest miłe uczucie.
Próbnik zanurzył w roztworze i trzema kropelkami zakroplił testowy wskaźnik.
Ostatni raz czekałam na pojawienie się dwóch kresek przed ciążą
Tym razem chciałam tylko jednej kreseczki, która oznacza wynik negatywny.
Tak też się stało - pojawiła się tylko jedna
I już jestem na szteli.
Co tam u Was?
Zobacz post na naszym fanpage: >>>>